środa, 25 września 2013

You've gone away, You don't feel me here anymore.



Czy w obliczu jednej z największych życiowych tragedii serce człowieka może zadudnić w innej tonacji niż cierpieniu? Czy to jest możliwe, by zakochać się w zupełnie obcej osobie od pierwszego wejrzenia?

Nie mogłem być dawcą. Sebastian również. Nikt z rodziny, Iwona... Nie było jej. Kolejne próby pozyskania dawcy kończyły się fiaskiem. A liczył się czas. Coraz chudsza Dominika posapywała niespokojnie przez sen, tuląc do siebie wielkiego misia.

- Musisz mi zaufać, Krzysztof. Wiem co może pomóc twojej córce- szepcze, trzymając mnie za rękę.
- Nawet nie wiem jak masz na imię. Nic o tobie nie wiem, dlaczego powinienem ci ufać?- badam ją. Próbuję cokolwiek wykrzesać z tego pytajnika jakim jest.
- Nadzieja. Mam na imię Nadzieja- uśmiecha się smutno, aż mam ochotę ją przytulić. Pozwala na to. Pod palcami czuję jej miękkie włosy, słyszę cichutki oddech, chłonę cudowny zapach.
- Powiedz mi, kim naprawdę jesteś? Dlaczego wciąż do mnie przychodzisz...?- odsuwam ją na odległość ramienia i zaglądam w tajemnicze oczy, pełne niewymownego bólu.
- Już kiedyś mówiłam, nie słuchasz mnie. Jestem nikim- spuszcza głowę, ucieka wzrokiem. Chwytam delikatnie jej podbródek i unoszę.
- Pocałuj mnie, proszę- szepczę, patrząc w jej nieziemskie oczy. Jest tak piękna, tak oderwana od rzeczywistości i tak inna niż wszystkie kobiety które poznałem w swoim życiu, że tracę rozum.
- Nie mogę- wyrywa się i wstaje.
- Dlaczego?- podnoszę się, podchodzę, ale ona znów ucieka. Jak nimfa.
- Po prostu. Jestem tu w innym celu- okrywa śpiącą Dominikę kołdrą, którą dziewczynka zrzuciła przez sen.
- Jakim?- staję po drugiej stronie łóżka i dotykam czółka córki, nie spuszczając wzroku z Kobiety.
- Niedługo się dowiesz. Teraz muszę już iść.
- Chcę wiedzieć teraz. Powiedz mi!- nalegam, czym ją płoszę.
Wybiega na ciemny korytarz.

- Zaczekaj, proszę, Nadzieja!- doganiam ją i łapię za rękę.
- Słucham, Krzysiu- odwraca się do mnie, w ciemności świecą tylko chabrowe oczy. Dotykam jej ciemnych włosów, przymykam oczy, zapamiętując ich fakturę. 
- Powiedz że nic nie czułaś. Że ani przez moment naszej krótkiej znajomości nie zbliżyliśmy się do siebie- żądam swoim rozedrganym sercem.
- To nie tak, ty nie rozumiesz…
- To mi wyjaśnij.
- Krzysztof, nie mogę- płacze- bardzo bym chciała ale nie mogę. Zadzwoń pod ten numer, proszę- podaje mi kartkę z rzędem 9 cyfr i znika. Nie biegnę za nią. Czuję się spokojny. Spokojny i lekki.Usypiam na fotelu obok córeczki i budzę się dopiero na porannym obchodzie.

Robię co mówi i już na drugi dzień zaskoczony mężczyzna spod numeru poddaje się testom.Wynik pozwala na przetoczenie komórek chrząstkotwórczych mojej córce i w ten sposób ratuje jej życie.
- Skąd pan miał mój numer?- pyta, gdy jest po wszystkim i odprowadzam go do wyjścia.
- Podała mi pewna kobieta, którą poznałem tu, w szpitalu- czuję się rozkojarzony, już któryś dzień nie widzę Nadziei. Jego pytania tylko przywołują w pamięci lazur jej oczu.
- Przedstawiła się?- natręt z niego, a ja niecierpliwię się coraz bardziej.
- Tak. Ma na imię Nadzieja- próbuję być miły, przecież właśnie uratował Dominikę, gdy ja nie mogłem.
Blednąca twarz mojego rozmówcy i osuwające się ciało o ścianę wprawia mnie w kompletną dezorientację. Jego rozbiegane oczy pokrywają się mgłą wspomnień, widzę że nie jest w tym samym świecie co ja.
- To niemożliwe, proszę pana. Nadzieja jest tylko jedna. A ona nie żyje. Moja żona, matka mojego dziecka.
- Nie, chyba się nie zrozumieliśmy. Dała mi pana numer, kazała zadzwonić i wybiegła. Pewnie za chwilę tu przyjdzie cieszyć się razem z nami- silę się na uśmiech- Musimy mówić o dwóch różnych osobach...
- Może pan ze mną podejść w jedno miejsce?- pyta rozedrganym głosem, kiwam twierdząco głową, chcąc wyjaśnić to śmieszne nieporozumienie.

Idziemy. Z rosnącym niedowierzaniem podążam za brunetem do sali konferencyjnej. Tu, na ścianie, widnieją fundatorzy i darczyńcy szpitala. Trzecie zdjęcie od prawej, w najwyższym rzędzie powoduje że zastygam bez ruchu. Chabrowe oczy, patrzące na mnie z tym samym wyrazem twarzy, rozumiejącym i pokrzepiającym jak dzień wcześniej. Oczy, w których się zakochałem.
- Czy to możliwe?- pytam drżącym z emocji głosem i opieram się o najbliższe krzesło- przecież czułem jej ciepło, rozmawiałem z nią, dotykałem…- kręcę z niedowierzaniem głową, a myśli wiją się z prędkością światła w moim umyśle.
- Nadzieja udzielała się tu w pomoc, została honorowym darczyńcą, pracowała też jako pielęgniarka, choć nie musiała, bo odziedziczyłem po rodzicach fortunę. Wierzy pan w cuda?- tu spogląda na mnie, ściągając brwi w zastanowieniu- Ja dawno przestałem. Kiedy mój synek trafił na ten oddział, pięć lat temu, sądziłem że to koniec świata. Próbowaliśmy wszystkiego, każdej, nawet najdroższej metody leczenia. Nic nie działało. Nie mogłem pogodzić się z jego chorobą, wyniszczającą i zabijającą to drobne ciałko. Nadzieja trwała. Do końca wierzyła, że Kubuś wyzdrowieje, żyła każdym jego świszczącym oddechem i lichym uśmiechem. Ja nie dałem już rady, nie mogłem na to patrzeć. Któregoś dnia poczuł  się lepiej. Sam usiadł, przytulił się do niej i kazał opowiedzieć sobie bajkę. A potem zamknął oczy i umarł w jej matczynych ramionach. Ona nie wierzyła, nie umiała się z tym pogodzić- tu załamał mu się głos i gęste łzy popłynęły po policzkach, ale mówił dalej, a ja słuchałem ostatkiem sił psychicznych- zabiła się. Była tu pielęgniarką, wiedziała gdzie leżą najsilniejsze leki. Nie udało jej się odratować- kończy, zasłaniając rozpostartymi palcami zapłakane oczy- Teraz chyba znów zacznę wierzyć w cuda.
Milczę. Przez minutę stoję w rozkroku z pochyloną głową, oparty całym ciężarem o krzesło. On mnie nie pogania. Jednoczymy się we wzajemnym wspomnieniu i bólu, zbieram siły na cokolwiek co wykracza poza wegetatywny odruch rdzeniowy jakim jest oddychanie. W końcu podnoszę na niego zaszklony wzrok.
- W takim razie i ja panu coś powiem. Przestałem wierzyć w Boga, ale ona otworzyła mi oczy. Straciłem Nadzieję, ale odzyskałem nadzieję. W życie, w córkę, w siebie. Przecież to dzięki niej Dominika żyje, nigdy nie poznałbym pana… - urywanym głosem opowiadam mężowi- tak, mężowi- Nadziei co jej zawdzięczam-Dziękuję- mówię, ściskając z wdzięcznością jego drżącą dłoń.
- Pokochał ją pan, prawda?- pyta cicho, ocierając załzawione policzki.
- Tak. Przeszkadza to panu?
- Jej nie da się nie kochać- mówi w przestrzeń i odchodzi. 

Kim była? Duchem? Istotą zamkniętą między światami? Aniołem? Pamiętam wszystko co mówiła. Każde słowo. I teraz łączę je w całość. Dopasowuję elementy układanki, jaką była Nadzieja.

Nigdy nie spotykałem jej, gdy ktoś był w pobliżu.
Ulatniała się, gdy Dominika miała się obudzić.
Rozmawiała ze mną o Bogu. Hiob. Jej opowieść o Hiobie. Czyż to nie znamienne? Ktoś musiał wysłać ją z tą treścią. Ktoś, komu na mnie zależało. Kto cały czas był przy mnie, mimo że bluźniłem.
Nakierowywała mnie na właściwe ścieżki.
Zabrała z deszczu, nie pozwoliła zrobić nic głupiego.
Pokazała świetlicę, dała dzieciom szczęście.
Naprawiła skomlącą duszę, odprawiając tym samym pokutę za swoje grzechy.
Pokochałem ją. Pokochałem Nadzieję, która była tylko i aż wysłannikiem niebios.

Ze łzami w oczach opuszczam szpital, trzymając Dominikę na rękach a Sebastian niesie torbę z rzeczami. Ostatni raz spoglądam na to niezwykłe miejsce, gdzie doświadczyłem prawdziwego cudu. Doświadczyłem spotkania Nadziei. A ona naprawiła moje życie. Naprawiła mnie.

~*~

To już koniec. Pisząc tę historię, płakałam jak dziecko, chyba jeszcze nigdy nie wlałam w swoje opowiadanie tylu emocji. Miała być smutna, i może zakończenie nie jest grobowe, jednak i tak długo nie mogłam dojść do siebie po jego napisaniu. Nie wiem czy Wam przypadnie do gustu, dajcie znać w komentarzu. Te, które zazwyczaj tego nie robią- proszę, napiszcie chociaż dwa słowa, chciałabym wiedzieć ile tak naprawdę osób ze mną było. 

A cuda się zdarzają, wszędzie wokół nas. Krzysztof odczuł to na własnej skórze. Kto wie, może i do Was kiedyś przyjdzie Nadzieja? :)
S.

36 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Boże, nie wiem, co napisać...

      Czytając któryś wcześniejszy rozdział, zastanawiałam się, kim jest owa Nieznajoma. I w pewnej chwili przez głowę przemknęła mi taka myśl, że może ona nie istnieje, że może jest tylko wytworem wyobraźni Krzyśka, jakąś zjawą, że tak naprawdę jest, ale jej nie ma... Ale potem mówię sobie: "nie, to niemożliwe, ona musi istnieć." A jednak to prawda. To Anioł.

      Czytając ten ostatni rozdział, z każdą linijką tekstu miałam coraz większe ciarki na całym ciele. Płakałam i nadal płaczę, bo nie potrafię opanować swoich emocji... :(
      Komuś tam na Górze naprawdę zależało na Krzysiu, pomimo tego, że on odwrócił się od Boga, bluźnił i stracił wiarę we wszystko. Dlatego zesłał na ziemię Nadzieję. Nadzieję, która miała pomóc, wesprzeć i pokazać, że warto mieć w życiu nadzieję... Nadzieja - piękna Układanka. <3

      Dziękuję Ci, Kochana, za tak nieziemską, wzruszającą i naładowaną emocjami historię, która już na zawsze zostanie w moim sercu. <3 :*

      Całuję, Twój Ziomek. :*

      Usuń
  2. Piękna historia mówiąca, że NADZIEJA umiera ostatnia. Nie wiem czy cuda się zdarzają, nie wiem czy coś takiego jest możliwe ale chciałabym w to wierzyć. Dla rodzica choroba dziecka to największa tragedia, nawet jeśli jest to angina i nie śpię 3 noce, bo mi dziecko gorączkuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam i czytałam, choć nie komentowałam. Ta historia pokazuje, że nawet w otchłani rozpaczy może tlić się promyczek nadziei, który pewnego dnia odmieni nasze życie na lepsze. To było piękne. Piękne i smutne. Dziękuję ci za tą historię.
    PS: Od początku podejrzewałam, że Ona jest "nie z tego świata" ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. powiem szczerze, że czytając tą opowieść, miała łzy w oczach. Smutna historia, dobrze że zakończyłaś ją szczęśliwie.
    Czytałam inne Twoje blogi, tylko nie komentowałam, jakoś nigdy nie wiedziałam co napisać....
    Życzę powodzenia w dalszym pisaniu. Pisz dalej bo jesteś na prawdę dobra. :) Pozdrawiam Ana :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna historia, choć smutna...
    Czytam, ale nie komentuję, nie wiem jak...
    Powodzenia i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W poprzednim komentarzu napisałam, że przeczuwam, kim owa kobieta może być. Miałam na myśli jakiegoś ducha, cholera wie co.
    Zakończenie..tak cudownie to opisałaś, że płakałam z każdą linijką - jesteś jedną z niewielu, która wzbudza we mnie tak skrajne emocje.
    Nadzieja. Mówią, że umiera ostatnia. Moja umarła 6 lipca. W tej sekundzie zrozumiałam, że życie jest warte tyle, jak przeżyjesz każdy dzień. Nigdy nie wiesz, który z nich będzie ostatni w twoim życiu. Myślałam, że już jest dobrze, że się ogarnęłam. Gówno prawda. I szczerze? jestem zła, na życie, nadzieję i boga. Za to, jak mnie potraktował, nas wszystkich, którzy Go straciliśmy. A nadzieja? Cóż, dla mnie to suka, która jest złudna i potrafi zostawić w sercu wielką, wypaloną dziurę, której nic nie jest w stanie zabliźnić.

    ściskam bejb:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam ale nie byłam w stanie na bieżąco czytać tej historii ale wszystko już nadrobiłam. Ta historia była inna niż wszystkie magiczna, aż sama nie wiem co mam napisać :) pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Płaczę jak dziecko i nie wiem kiedy się pozbieram... To najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja nie jestem w stanie tego komentować. Nie mam słów na tą opowieść. Czytałam każdy rozdział, ale skomentowałam tylko raz czy dwa. Nie potrafię ując moich odczuć w słowa. Po prostu nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ojej .świetnie to moja droga jest. nie będę obecna przy zakończeniu twojej kariery. jesteś ty i twoje dzieła zbyt wyjątkowe. Kinga . x.

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękna historia <3
    Popłakałam się czytając ten ostatni rozdział i jakoś nie mogę zlepić nic sensownego.
    Nie sądziłam, że Nadzieja to duch. Sądziłam raczej, że to kobieta która przeżyła stratę dziecka. Jak widać nie myliłam się. Ona też straciła ukochanego syna, a po jego śmierci ból był tak duży, że się zabiła. Teraz musiała odpokutować swoje grzechy i pomogła Krzysiowi, a zwłaszcza małej Dominice. Dała komuś to czego sama nie mogła uzyskać dla siebie.
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepiękna historia. Inna niż wszystkie. Po prostu wyjątkowa. Dziękuję za chwilę wzruszenia i refleksji.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem jak to się stało, że narobiłam sobie zaległości na tym blogu, ale już wszystko nadrobiłam ;)

    Piękna, wzruszająca historia. Do samego końca zastanawiałam się kim może być ta tajemnicza kobieta, która pojawia się, a za chwilę znika. Krzysiek również przekonał się, że nie wszyscy których uważał, za przyjaciół, rzeczywiście nimi się nie okazali. Zrozumiał, że udawali, że niebyli szczerzy. Niestety tak już bywa, a prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudowna historia. Istny majstersztyk, naprawdę. Stworzyłaś coś zupełnie odmiennego, a zarazem dzięki temu wyjątkowego. Zdecydowanie było to jedno z lepszych opowiadań jakie czytałam, z reszt, każde Twoje opowiadanie jest fenomenalne, co tu dużo mówić. Przyznam ,że znikanie i pojawianie się tej kobiety mnie zastanawiało, ale nie domyśliłam się ,że może ona być duchem, dobrym duchem. I tu masz rację, wyszła tu parafraza biblijnej powieści o Hiobie, które dziwnym trafem miałam ostatnio na polskim (przypadek? Nie sądzę! :D) Pomimo tego ,że musiał wiele wycierpieć, iż umierał każdej kolejnego dnia ze strachu o córeczkę i wycierpiał swoje odzyskał szczęście, odzyskał swój sens życia i to najważniejsze.


    Ściskam ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. wiesz, że nie dziwię się, że płakałaś? ja sama się popłakałam jak małe dziecko. bardzo niesprawiedliwe jest to, że małe bezbronne dzieci muszą walczyć z chorobą i przegrywają walkę.
    Nadzieja od samego początku była niewiadomą i teraz na sam koniec okazało się, kim tak na prawdę była. Sama załamała się po śmierci Kubusia i pomogła małej Dominice i może w pewnym sensie uratowała życie Krzyśkowi? Może on podobnie do niej po śmierci Dominiki by nie wytrzymał i też odebrałby sobie życie? chociaż Igła ma jeszcze Sebastiana a Nadzieja oprócz męża nie miała nikogo. kurczę, nadal nie wyjaśniło się zniknięcie Iwony.
    to opowiadanie zasługuje na jakąś specjalną nagrodę. jest jednym z tych perełek, które zasługują na szczególne polecenie nowemu czytelnikowi. aż brakuje mi słów, żeby je opisać. widać, że włożyłaś bardzo dużo serca w stworzenie tej historii. i dlatego teraz ze złami w oczach dziękuję ci za to, że mogłam ją przeczytać.
    życzę powodzenia w tworzeniu kolejnych opowiadań, może również tak cudownych jak to? :)
    pozdrawiam, Jagoda :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Najlepsze opowiadanie jakie czytałam! Mam łzy w oczach... czytając je można było poczuć ile serca wkładasz w to opowiadanie z resztą nie tylko w to ale i w inne Twoje. Powodzenia w pisaniu następnych pięknych, wzruszających i bliskich sercu innych opowiadań. :))
    Saab

    OdpowiedzUsuń
  17. Ty płakałaś pisząc, jak płakałam czytając i płaczę nadal pisząc nawet ten komentarz! Jak Ty to robisz, że piszesz tak świetnie i tak poruszasz wyobraźnię i serce?! Chyba już po raz kolejny dziękuję Tobie za to opowiadanie, ale muszę. DZIĘKUJĘ!
    To wszystko co tutaj napisałaś, dało mi wiele do myślenia i otworzyło pewne okienko, przez które chciałabym zajrzeć, do którego chciałabym wejść :) Dziękuję Ci bardzo i mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać ;)
    ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  18. kurwa, moment, muszę się ogarnąć po przeczytaniu, i to tak porządnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po raz kolejny po epilogu Twojego opowiadania pojadę na spontanie. Bo znów mnie zamurowało i wywołało przeogromne wzruszenie, które ciężko opanować.

      Może tak na początek - cieszę się, że Dominika przeżyła. W innym wypadku to ja nie przeżyłabym takiego zakończenia. Dla mnie osobiście nie ma nic gorszego niż śmierć dziecka tak bez powodu, przez kaprys losu. Dlatego kamień z serca na wieść, że dziewczynka będzie mogła dalej zgłębiać tajniki życia i niczym się nie przejmować.

      Po drugie - chyba powinnam się nawrócić. Nie tylko u Ciebie spotkałam się z taką sytuacją, spotkałam się z nią również w świecie wirtualnym. Może już czas wrócić na tę katolicką linię? Może czas zapomnieć o przeszłości, tak jak zrobił to Krzysztof?
      Anioły na Ziemi chyba naprawdę istnieją. A do ich grona niewątpliwie należała Nadzieja. Pewnie tak miało być. Pewnie miała umrzeć już wcześniej, a potem wspomagać takich jak Ignaczak, w fatalnych sytuacjach rodzinnych. I wiesz co? Może to brutalne, ale mi jej nie szkoda. Bo zapewne teraz jest o wiele bardziej szczęśliwa niż jako typowa istota ludzka.

      Dołowałaś mnie każdym słowem, każdą, nawet najkrótszą frazą. Życiowe, bolesne, nasycone melancholią. A przede wszystkim przemawiające do serca i rozsądku. Innymi słowy - genialne.
      Dziękuję ci, eSia, za otwarcie oczu. Naprawdę.

      Caro. :*

      Usuń
  19. Przeczytałam kilka dni temu, ale komentowanie zostawiłam na później, bo nie wiedziałam co napisać. Minęło parę dni, a ja nadal nie wiem. Wielkie zaskoczenie takim finałem, chociaż przelatywało mi przez myśl nieraz, że owa Tajemnicza, to jakaś zmora, duch? Ale nie przypuszczałam, że to Nadzieja.
    Dałaś dużo do myślenia, i ciągle przypominając sobie treść tej historii rozpoczynam myśli filozoficzne. W ogóle mam wrażenie, że ta historia wydarzyła się naprawdę, że ktoś mi ją opowiada, zaczynam wierzyć, że coś takiego może się dziać naprawdę! Nie ma tak beznadziejnej rzeczy, by nie móc z niej wyjść cało. Czyli wszelkie ziemskie cierpienia mają ukryty sens? Nic nie dzieje się bez przyczyny? Dobra, bo zaczynam bawić się w atomistę.
    Cieszę się, że Dominika odzyskała zdrowie, bo osobiście nie wyobrażam sobie straty własnego dziecka. Samo czuwanie Krzysztofa nad córką i bezradność, by pomóc cząstce siebie jest bolesna.
    Nadzieja straciła syna, ale w beznadziejnych przypadkach pomaga innym doświadczonym przez los, dodając im siły i otuchy.
    Nadal nie mogę tego w pełni pojąć. Z pewnością jedna z bardziej smutnych historii z po części szczęśliwym zakończeniem i mądrą puentą.
    Dziękuję! Choć w tym słowie nie umiem wyrazić tego, jak wiele mi dałaś przedstawiając tą historię.
    Ściskam! ::*

    OdpowiedzUsuń
  20. Jestem, dopiero za co przepraszam, ale jestem. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkiego się spodziewałam. Domyślałam się zakończenia, ale nigdy nie poszłam ścieżką która wiedzie do faktu, że owa kobieta jest wysłańcem niebios. Pomogła Krzyśkowi. Pomogła Dominice. Uratowała rodzinę Ignaczaków. Niekórzy pomyśleliby, że to wytwór wyobraźni, czy nadzdolna kobieta. Ale nie on. On myślał o niej jak o Aniele, dzięki któremu chce mu się dalej żyć.
      Jestem w głębokim szoku przez to co przeczytałam, dlatego przepraszam za tak niedorzeczny komentarz. Chciałabym ci tylko powiedzieć, że byłam i będę.

      Całuję. <3

      Usuń
  21. znalazłam to dopiero teraz...przecudowne!

    OdpowiedzUsuń
  22. Nawet nie wiem od czego zacząć, a na czym skończyć. Chyba jedna z najpiękniejszych historii stworzonych przez Ciebie.
    Nadrobione dwa rozdziały, ale brak słów. Anioł, istny anioł..
    Zawszę będe, bezduszna ♥
    + przepraszam za komentarz bez sensu,ale jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie wiem jak bardzo to głupio zabrzmi, ale ta historia była taka realna, rzeczywista. Prawdziwy kunszt sztuki. Ty i twoje historie uskrzydlają :)
    Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  24. Aż mi wstyd, że tak długo zwlekałam z oddaniem komentarza, choć już przeczytałam opowiadanie do końca, no nic, zakręcona ja...
    Kochanie, dobrze wiesz, jaka była moja reakcja, gdyż całą moją relację dostałaś osobiście. Płakałam, jak bóbr płakałam wspominając sobie pewne fragmenty ze swojego życia, jednocześnie wczuwając się w ból Krzyśka.
    To było mi bardzo potrzebne, tak dla oczyszczenia i wspomnienia.
    Dziękuję Ci za tę historię i za to, że jesteś! ♥
    Kocham, Happ ;* ♥

    OdpowiedzUsuń
  25. Kiedy zaczęłam czytać, myślałam, że będę płakać. I płakałam. Że wzruszenia, z rozpaczy, może dlatego, że wiem jak ciężko patrzeć na to jak część twojego serca umiera. Wiem jak to jest odwrócić się od Boga i wiem jak to jest do Niego wrócić. Wiem jak łatwo stracić nadzieję.
    Bucze jak małe dziecko. Szlocham, bo wszystkie uczucia, które tu opisałaś są mi tak bliskie. Tak realne, że wręcz namacalne. Ta historia tak melancholijna. Tak szczera i bolaca.
    Ktoś kiedyś powiedział, że cierpienie uszlachetnia. I zapewne tak jest. Jednak gdy cierpimy, nie potrafimy tego zrozumieć. Krzyczymy, zagryzamy wargi do krwi, uderzamy pięściami o ściany. A powinniśmy pamiętać o NADZIEI. Ona jako jedyna trwa z nami. Ona i Bóg, w którego niczym Krzysiek ponownie wierzę.
    I każdy niczym Hiob może odrodzić się szczęśliwy w popiolach nieszczęść. Trzeba tylko wierzyć. I mieć w sercu nadzieję.

    Przepraszam, że tak chaotycznie. Ale... Nie potrafiłam inaczej.
    Buziak :***
    Aaaa i dziękuję Ci. Wypełniłaś moje serce Nadzieją. Przepełnia je mocniej niż zwykle :*

    OdpowiedzUsuń
  26. Płacze płacze i płacze i szybko nie przestanę. Historia wywarła na mnie ogromne wrażenie. Matko, nic więcej nie dam rady napisać. Przepraszam ; ((((

    OdpowiedzUsuń
  27. Widzę, że mam duży poślizg czasowy, ale dopiero niedawno trafiłam na tego bloga. Prawie się popłakałam, czytając ten ostatni rozdział. Na samym jego początku gdzieś tam w środku pomyślałam, że może Nadzieja nie żyje i to jej dobry duch próbuje pomóc w uratowaniu Dominiki. Dała nadzieję Krzyśkowi i pomogła mu, dzięki czemu jego córka miała szansę na wyzdrowienie. Piękna historia, uwielbiam Twój styl pisania, a pomysł na nią był świetny.
    ;')

    OdpowiedzUsuń
  28. Lubię tu czasami wracać tak jak dziś na przykład. :-)

    OdpowiedzUsuń
  29. Trafiłam tu przez przypadek. nie wiem dlaczego, nie wiem po co.
    Ale dziękuję. To piękna historia.
    Bardzo mnie wzruszyłaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. BOŻE tak bardzo często tu wracam :) :*

    OdpowiedzUsuń