środa, 18 września 2013

Gdy jest bar­dzo smut­no, to kocha się zacho­dy słońca.




Próbowałem dodzwonić się do Iwony, kolejny raz napotkałem głuchy dźwięk. Spytałem ojca chłopczyka z przyległej sali, pracującego w serwisie telefonicznym, co to może oznaczać. Usunęła numer. Zerwała kontakt z całym światem, nie mamy możliwości jej namierzyć. Ojciec Iwony, który został sam na gospodarce rolnej po śmierci żony, nie miał żadnych wieści od córki odkąd odeszła. Moi rodzice pojechali do niego pod Rzeszów z hiobowymi wieściami, wrócili z niczym. Tadeusz nie mógł zostawić dobytku, błagał żeby przywieźć Dominikę do niego gdy poczuje się choć trochę lepiej.
Nie miałem możliwości dać znać byłej żonie o chorobie naszej córki. Przecież każda matka chciałaby czuwać przy dziecku w tych najgorszych chwilach… Mimo że zostawiła dwie najukochańsze na świecie istotki, nie czyniłbym jej wyrzutów. Mała też wciąż o nią pytała. Dziecko, pomimo porzucenia, garnęło się do ciepła rodzicielki, nie zważając na nic. Próbowałem odwrócić uwagę Aniołka na wszelkie możliwe sposoby, nadaremno. W końcu postanowiłem powiedzieć jej okrutną prawdę. Nie mogłem dłużej pozwolić, by złudna nadzieja zabijała córeczkę jeszcze bardziej niż bezlitosna choroba.

- Dominiczko, mama nie przyjdzie już nigdy- ściśnięte serce nie pozwalało wydobyć normalnego głosu z gardła.
- Ale dlaczego, tatusiu? Co zrobiłam źle?- pyta nieporadnie, a ja nie znam odpowiedzi na jej zrozumiałe dylematy.
- Nic kochanie. Mamy nie ma tutaj z jej własnej woli. Ty nie zrobiłaś niczego złego- tłumaczę ze łzami w oczach, gładząc jej delikatną rączkę.
- Nie kocha mnie już- stwierdza, nie słuchając tego co do niej mówię. Nie pomaga nawet nasza ulubiona zabawa w rodzinę rekinów młotów. Zrezygnowany posłusznie opuszczam salę, gdy rozedrganym głosikiem prosi bym zostawił ją samą. Kraje mi się serce, czuję wzbierające pod powiekami łzy i muszę odetchnąć świeżym powietrzem. Wyjściem awaryjnym na tyłach szpitala wydostaję się na listopadową szarugę. Unoszę głowę do góry, patrząc w zimne, niepokorne niebo. Strugi deszczu spływają mi po policzkach, mieszając się ze łzami. Ból, wszechogarniający ból rozrywa moje serce na miliony kawałeczków, gdy staje mi przed oczami twarzyczka Dominiki. Smutna, przepełniona cierpieniem i zabitą nadzieją. Chciałbym oddać za nią życie.
- Zabierz mnie!- krzyczę w granatowe niebo, szukając gdzieś Boga. Boga, którego nie ma. Nie odpowiada na moje wołanie, tak rozpaczliwe i przejmujące- dlaczego to ona cierpi?! Na mnie sprowadź tę chorobę, to mi pozwól skręcać się w katuszach. Obiecuję że nie pisnę ani słówkiem, nie będę złorzeczył, jeśli tylko odmienisz nasz los…- łkam, klęcząc na betonowym podwórku szpitala, zdany na łaskę i niełaskę piorunów. Niknę, otumaniony niewymierzalnym odczuciem rozpaczy w otchłani swojego roztrzaskanego na kawałki umysłu.
- Wstawaj- aksamitny głos odbija się echem w mojej głowie i po chwili czyjeś ręce narzucają mi na ramiona kurtkę. Moją kurtkę.
- Zostaw mnie- jęczę, pochylając się i obejmując ramionami. Pierś drży mi wciąż od fali płaczu, nieprzerwanie smagającej moje ciało.
- Nie zostawię. Wstawaj bo się przeziębisz- mówi głosem nieznoszącym sprzeciwu. Nie wiem dlaczego, ale słucham jej. Podnoszę  się z klęczek, cały przemoczony i drżący z zimna, okrywam kurtką.
- Dlaczego to robisz? Przecież wczoraj byłem taki arogancki…- pytająco spoglądam w lazurowe oczy, tak kontrastujące z szarym krajobrazem.
- Nic nie szkodzi. Nie jestem zła- uśmiecha się kojąco i prowadzi do pomieszczenia gdzie mogę się osuszyć.
- Przepraszam- szepczę tylko, rzucając jej niepewne spojrzenie.
- Powiedziałam przecież że nic się nie stało- poklepuje mnie po lodowatej ręce, dając przyjemne ciepło- ulżyło ci przynajmniej?
- Tak. Już mi znacznie lepiej- wzdycham i biorę w dłonie kubek gorącej herbaty który mi podała.
- To dobrze.
- Skąd wiedziałaś?- zawieszam głos, zdając sobie sprawę, że kompletnie nie znam tej kobiety.
- Umiem przewidzieć pewne rzeczy- uśmiecha się tajemniczo, a ja kompletnie gubię się w swoich myślach.

Ja i ona, w pustej świetlicy.
Jej głębokie oczy, hipnotyzujące z każdym wypowiedzianym słowem.
Moja tęsknota i nieprzerwana modlitwa o cud.
Rozmowa pełna sprzeczności, dająca zadziwiające ukojenie.
Krzysztof Ignaczak i Nieznajoma.

Dopiero gdy budzę się z nagłym zrywem, a kubek z resztką zimnej herbaty upada na podłogę, dociera do mnie rzeczywistość. Świetlica. Pusta, niezagospodarowana świetlica.

Po kilku dniach już nie jest pusta. Pełno tu balonów, serpentyn i dużych misiów. Gdzie nie spojrzeć, dzieciaki na wózkach, w szpitalnych piżamkach, niektóre z kroplówką stojącą obok, niektóre bez. Część z włosami, inne łyse. I wszędzie te wielkie, smutne oczy. Na chwilę się uśmiechają, zapominając o całym przeżywanym cierpieniu. Widok mnie i byłych reprezentantów Polski w swoich strojach sportowych jest dla nich największym prezentem jaki ostatnio dostały od losu. Nie ma tu Zbyszka, którego uważałem za równego gościa. Mógł wsiąść w samolot i przyjechać choć na chwilę. Ja nie zawahałbym się ani minutę gdyby chodziło o jego rodzinę. Brak Bartka, Ziomka, Winiara, i wszystkich zagranicznych gwiazd nie jest znowu takim ciosem.

Najgorsze jest to, że swoi, Resoviacy, odwrócili się do mnie plecami, wymawiając treningami i meczami. Nie mogłem liczyć na nikogo. Te wszystkie zapewnienia i słowa wsparcia gdy odchodziłem, okazały się jedynie pustymi tekstami. Nie znaleźli nawet minuty dla mojej córeczki, którą kiedyś z radością podrzucali po wygranych meczach.

Polsat Sport, do którego od czasu zakończenia kariery próbowałem się wkręcić, milczał. Na moje maile, telefony, odpowiadała jedynie głucha cisza. Kończyły się oszczędności, przecież nie miałem pracy...
Poradziłem sobie inaczej.

Sebastian trzymając siostrę za rękę, śmieje się głośno z kawałów Murka, a Woicki z Bąkiewiczem malują dzieciakom serduszka na policzkach. 
Jesteśmy szczęśliwi, dając maluchom choć chwilkę radości. Promyczek w ciemnym tunelu choroby.W tym całym rozgardiaszu brakuje mi tylko jednej osoby. Jej. Nieznajomej.

~*~

Został nam ostatni rozdział, na który zapraszam również w środę, jak zawsze :)
Takie sceny stają mi się jeszcze bliższe, odkąd mam do czynienia z nimi na co dzień.  
No i Damien. Zostawiam Was z tym same, wsłuchajcie się w strugi deszczu za oknem i wczujcie w klimat. Ostatnimi czasy oddaje całkowicie mój nastrój.
Całuję, S. :*

15 komentarzy:

  1. Jakie to smutne i przejmujące, aż ciężko przejść obok tego do porządku dziennego!!
    Ciężko mi też ogarnąć to, że koledzy się od niego odwrócili. Nie, to nie możliwe. Polsat, to polsat ale koledzy nie mogą go zostawić samego w obliczu tragedii!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. kurczę, aż się popłakałam.
    tak bardzo szkoda mi Dominiki. nie zrobiła nic złego, a tak bardzo cierpi. zastanawia mnie co sie stało z Iwoną. nie chce mi się wierzyć, że tak bez powodu zostawiła dzieci. przecież żadna matka tak nie porzuciłaby swoich dzieci.
    jak to koledzy się od niego odwrócili? nie mogę w to uwierzyć. przecież, kiedy jeszcze Krzysiek grał, byli dobrymi kolegami. ale jak widać, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
    tylko co się stało z Nieznajomą?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie rozumiem jak matka mogła zostawić swoje dzieci i totalnie się nimi nie interesuje. Nie pyta, nie dzwoni... Odcięta całkowicie od rzeczywistości..
    Nie rozumiem też jak Ci "przyjaciele" mogą zostawiać Krzyśka samego, który zawsze służył pomocą i na boisku i, na bank, poza nim... Jego cierpienie jest tym większe, że wszyscy, których uważał za bliskich od niego odeszli...
    Czekam na ten ostatni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dotarłam i tu, w końcu...

    Kompletnie nie rozumiem żony Krzyśka. Czy ona nie ma żadnych uczuć macierzyńskich?

    OdpowiedzUsuń
  6. A nie mówiłam, że będę płakać? :(

    Kto mi powie, co ta Iwona wyprawia? Czy ona nie ma serca, żeby tak bez słowa opuścić swoje dzieciaczki? Żeby się nimi w ogóle nie zainteresować? Nie rozumiem kobiety, nie rozumiem jej postępowania. Odcięła się od tego wszystkiego, czy może jej również się coś stało?

    Ale jak to koledzy się od niego odwrócili? Nie no, aż mi się nie chce w to wierzyć! Gdzie są ci wszyscy kumple, którzy wskoczyliby za sobą w ogień, nadstawiali za siebie karku i podawali pomocną dłoń w każdej sytuacji? Krzysiek teraz potrzebuje ich wsparcia, poklepania po plecach, dobrego słowa, towarzystwa... Ci, na których tak bardzo liczył, zawiedli. Zjawili się tylko nieliczni...

    I znów pojawia się tajemnicza Nieznajoma. Znów pomaga Krzyśkowi. Znów jest jego Aniołem Stróżem. Ale kim jest ona? Dlaczego tak bardzo przejęła się losem Ignaczaka, że znajduje się u jego boku zawsze wtedy, gdy on tego potrzebuje? Jak znam życie i Ciebie, to na pewno zakończenie zaskoczy nie jedną z nas, jeśli nie wszystkie... Zaskoczy i bankowo zszokuje! I będziemy płakać. :(

    "Niknę, otumaniony niewymierzalnym odczuciem rozpaczy w otchłani swojego roztrzaskanego na kawałki umysłu." <3

    Całuję Cię, Ziomuś :*
    łkająca Patka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jednak Iwona odeszła z własnej przyczyny? :O To dlaczego ja ciągle myślałam, że ona nie żyje?! :O Nie wiem, może źle coś odczytałam kiedyś.
    Nie wierzę, że od tak wyszła i nie wróciła do rodziny, nie dała znaku, nie zainteresowała dziećmi, które nosiła pod sercem. Coś stoi za jej tajemniczym zniknięciem, ale nie mam żadnego pomysłu co? Jednak nie wierzę, że zostawiłaś to tak bez drugiego dna? Pewnie w ostatnim wszystko się wyjaśni.
    Mówiłaś, że to będzie smutny blog, i jest taki. Także przeraża mnie jak się zakończy...? Domi umrze? Ciężko taką chorobę wyleczyć, ale niezbadane są wyroki boskie... Podobno.
    Po raz kolejny pojawia się postać Nieznajomej. Nie mam żadnego konkretnego pomysłu na jej osobę. Coś mi przelatuje przez głowę, ale żaden chyba na tyle poważny, by o nim wspominać -.-
    "Przyjaciół poznaje się w biedzie" - mądre przysłowie, które rzeczywiście się sprawdza. Fałszywi zawiedli, odwrócili się. Jakie to bliskie nam uczucie, bo ile razy w życiu z taką sytuacją możemy się spotkać :(
    Nie chcę nawet spróbować wczuć się w sytuację Krzyśka, gdybym miała widzieć jak moje dzieciątko cierpi, a ja nic nie mogę zrobić :(
    S. dlaczego kolejna historia smutna? :C Po każdym takim rozdziale popadam w filozoficzne rozmyślenia + jesienna pogoda za oknem nie napawa odrobiną optymizmu.
    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwszy raz - chyba od zawsze - mam ochotę ukatrupić panią Iwonę. Suka, suka i jeszcze raz suka. Jak można było tak po prostu zostawić dzieci, zapomnieć o ich istnieniu, oddać wszystko w ręce ojca? Czy tak zachowuje się prawdziwa matka? Pfu, czy tak zachowuje się jakakolwiek kobieta? Nie sądzę. Brak mi słów. Tak po prostu.
    Cholera, czy kiedykolwiek będę mogła czytać o cierpieniu Dominiki bez szklanki w oczach? Kurczę, przeżywam to wszystko razem z nią - chorobę, odejście mamy, kumulację problemów. Dlaczego to musiało spaść na takie maleńkie dziecko, jeszcze niezaznajomione ze światem? Życie jest niesprawiedliwe.
    A Krzyśka nie mam siły komentować. To już za wiele na moje biedne serce.

    Nie chcę już końca, za szybko. :(

    Całuję, Parówciu. :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam pomysł na tę Nieznajomą, ale w moim mniemaniu, jest on...za prosty. W sensie zbyt przewidywalny, ale zapewne się mylę.
    Nie jestem w stanie wykrztusić z siebie więcej, mieszają się we mnie skrajne emocje, jak na sinusoidzie.
    Jedyne co mnie zastanawia, to gdzie jest Sebastian? No a po drugie Iwona w tym opowiadaniu przestała dla mnie istnieć. Kobieta, która zostawia swoje dziecko, przestaje być matką. Tyle.
    ściskam mocno, nie mogąca zalogować się ponownie na swoje konto inmyhead:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie to smutne, że ci co zapewniali, że będą z nim, będą utrzymywać kontakt w takich momentach zawodzą. Właśnie wtedy poznajemy prawdziwych przyjaciół, ale jak widać nie wszyscy się do niego odwrócili. Szkoda, że Nieznajoma nie przyszła do świetlicy i nie pomogła w tym magicznym dla każdego dziecka z pediatrii dniu.
    Postępowania Iwony lepiej nie komentować...
    Ściskam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale jak to został ostatni? Takie to smutne, że teraz płaczę :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie komentuję zachowania Iwony, bo ręce i nogi opadają, nie należy jej się miano 'matka'. Współczuje Krzyśkowi i Dominice.
    A no i kto jest Nieznajomą ? Nie mam pomysłu.
    Dlaczego koniec ? Dopiero nadrobiłam od prologu aż po czwarty, obecny rozdział ;c
    i smutno mi.

    Buziaki, bezduszna ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Współczuję Krzyśkowi. Wywołujesz u mnie tym opowiadaniem wiele emocji. Raz jestem zła na czyjąś postawę, a zaraz pojawia się ktoś kto postępuje właściwie . Życzę Ci przypływu weny ,żebyś może jeszcze trochę pociągnęła jednak tą niezwykłą historię.
    Jeśli masz czas i ochotę - zapraszam do odwiedzenia historii ,której głównym bohaterem jest Andrzej Wrona.
    www.jestes-wszystkim-czego-potrzebuje.blogspot.com
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  14. Płaczę. Jak przy każdym rozdziale, ruszasz mnie strasznie za serce i je łamiesz, no! Ale i tak kocham <3 W sumie to opowiadanie to takie moje osobiste lekarstwo na wszystko. ;)
    Nie wiem, gdzie głowę schowała Iwona, która uciekała od dzieci, bo Igła, Igłą...
    Nieznajoma jest zawsze tam, gdzie tak na prawdę Krzyś jej potrzebuje, ale nie wiele mówi o sobie... kim jest?
    Nie ma to jak "przyjaciele". Niestety w biedzie poznaje się tych prawdziwych. Co jeszcze tych zagranicznych jakoś można wytłumaczyć, bo im ciężej się wyrwać, tak Resoviaków... ważne jednak, że świetlica została zrobiona i mimo wszystko ktoś mu pomógł. Osobiście uważam, iż uśmiech dzieci chorych jest największą nagrodą za poświęcony trud i daje tyle nieopisanego szczęścia... tego nie kupisz, tego sobie nie wyobrazisz, to musisz poczuć.. ;)
    Ściskam Cię Kochana,
    Po cichu łkająca Happ ;* <333

    OdpowiedzUsuń